Poniosło nas znowu…….

Razem z Marcinem Chomiczem „Żelkiem” przy okazji przygotowań do maratonu w Krakowie wpadliśmy na pomysł, a czemu by nie pobiec w jednym miesiącu trzech maratonów??!!!

W zeszłym roku intensywna jesień – maraton w Warszawie i Poznaniu – namieszała nam w głowach. Wszak robimy Koronę Maratonów Polskich czyli 5 największych maratonów w kraju w dwa lata kalendarzowe. Czuliśmy euforie po wspólnym bieganiu w Poznaniu więc jak mamy jechać na wiosnę na Kraków i Dębno (bo tych maratonów brakowało nam do Korony) a Warszawa zachęcała nowym Orlen Maratonem to może damy rade….

Fot. Przed startem na Dębnie

Postanowiliśmy, że następne biegi zrobimy we dwóch. Na Dębno pojechaliśmy jednak większą ekipą. Tomek „Korzonek” miał pomóc jako kierowca no i pobiegł treningowo z zawodnikami startującymi do 30 km po czym miał czekać na nas przy mecie z zimnym piciem i jedzonkiem. On szykował się na życiówkę w Orlenie więc startować dalej nie zamierzał. Michał Romaniuk „Major” biegł razem z nami. Też robił Koronę więc Dębno obowiązkowe. Dołączyli do nas jeszcze na drugie auto – Wojtek Niedziółka (brat Prezesa), Darek Kozłowski kolega z pracy Wojtka. Hotel o swojsko brzmiącej nazwie BASTION w Kostrzyniu Nad Odrą przywitał nas zimną wodą w prysznicu. „Żelkowi” jako że on z wodą ma wiele wspólnego to nie przeszkadzało ale nam owszem ;). Korzonek wpadł więc na chytry plan – targujemy się i reklamujemy pokoje. Jak powiedział tak zrobił co znacznie zmniejszyło koszty podróży, młody a kłótliwy :D.

Maraton pobiegliśmy z założeniem żeby powalczyć z życiówką. Michał leciał na ukończenie a my z Marcinem planowaliśmy na 3:40. Od początku tak właśnie lecieliśmy. Słoneczko, traska nawet fajna ale ciut monotonna. Do 27 km wszystko było zgodnie z planem ale wtedy „Żelek” powiedział: …. ja maszeruje i mnie zostawił normalnie … dalej poleciałem sam. Trochę mnie to zdemotywowało … a tak poważnie to byłem też już zmęczony bo za szybko zaczęliśmy. Doleciałem na 3:49, Marcin na 4:14. Zaliczone. Ogólnie imprezka fajna, dojazd autostradą szybki. Pewnie już tam nie pojadę ale sama wyprawa fajna. Teraz był czas na Orlen maraton. Dwa tygodnie przerwy spędziłem na klepaniu kilometrów bo start nr jeden tego sezonu to Bieg Rzeźnika 31 maja. Wiec pozostałe dwa maratony traktowałem już jako długie wybiegania. Korzonek zaś atakował życiówkę. Tu z „Żelkiem” cel mieliśmy też wspólny. Miła konwersacja, rozmowy o życiu i wspólny dobieg do mety w czasie poniżej 4:30. I tak też było, dolecieliśmy na 4:24. Z uwagi na ogromną ilość Yulowców w Orlenie ciężko wymienić wszystkich ale wiem, że Korzonek zrobił życiówkę 3:14 chyba, Tomasz Wakuła 3:03 chyba, Marcin Olek 3:12, Agata upragnione 4:30, Zdzichu podobnie… reszty nie pamiętam …. Kogo pominąłem proszę zgłaszać to naniosę poprawkę

Fot. Na Zdjęciu obok nas Agata i Zdzichu.

Orlen uważam za najlepiej przygotowany maraton w jakim biegłem. Dużo reklamy w mediach, wszystko dopracowane, wolontariusze, toy toye, picie i jedzenie na trasie.

Oj dużo nas z Yulo startowało…. Każdy zadowolony z kolejnego startu. Razem z Marcinem znowu przegadaliśmy od 20 km całą drogę a do 20 jak melomani słuchaliśmy muzyki na mp3. W trakcie biegu mijaliśmy znajomych biegnących na 10 km – Prezesa, Grześka, Krzyśka i innych z YULO, a i oczywiście Justynkę Kowalczyk… ostro napierała, ma dziewczyna moc w nogach. A jak wydarłem gębę: Mocno Justyna!!!!!!! to piękny, szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy. Warto było tętno i oddech wydarciem się rozregulować.

Kolejny wyjazd kończący całe przedsięwzięcie był na Cracovia Marathon. Miejscówkę do spania miałem rewelacyjną. Sama Staróweczka, wszędzie blisko i pięknie dookoła. Żeby troszkę wynagrodzić coweekendowe wyjazdy zabrałem rodzinkę na dłuższy prawie tygodniowy pobyt w Krakowie i 3 nocki przeskoku do Zakopanego. Marcin tez przyjechał z Agą i razem ulokowaliśmy się w naszym apartamenciku. Kraków jest piękny, to moje ulubione miasto. Po odebraniu pakietów wieczorkiem poszliśmy na piwko regeneracyjno-motywujące i pizze do knajpki na Starówkę. A wieczorkiem pogadaliśmy trochę i lulu spać. Krakowski maraton minął chyba najlżej ze wszystkich 3 maratonów w kwietniu chociaż był ostatni i tylko tydzień po Warszawie. Polecieliśmy od początku wolno tak aby na 4:30 spokojnie dolecieć. Mijała nas Kaśka Skolimowska ale ona była w innym wymiarze :D . Biegła na życiówkę i tylko machnęła nam ręką. Zrozumiałe, że to nie był dla nie czas na pogaduchy. Spokojnie dolecieliśmy do mety. Był czas na marsz przy wciąganiu żeli, spokojne tuptanie do mety, przybijanie 5 kibicom i machanie ładnym dziewcz…..….        A nie tego miałem nie pisać :D. na mecie przywitały nas uśmiechnięte buzie naszych dziewczyn…. Będę je wymieniał w kolejności przypadkowej: żon, narzeczonych i córek ;). „Żelka” na mecie pocięły skurcze ale szybko co widać na załączonej focie otrzymał profesjonalną pomoc medyczną. ;)

 

A PONIŻEJ JUŻ NA MECIE SYNCHRONIZUJEMY ZEGARKI

 

 Fot. Meta w Krakowie

Całe przedsięwzięcie zrealizowane w 100%. Zrobiłem życiówkę w Dębnie ciut poniżej oczekiwań ale będzie co na jesieni pobijać. Pozostałe dwa starty to dobre przetarcie nóg przed Rzeźnikiem. Marcin jako że mocno biegał przed startami wiosennymi (ironia) też był zadowolony z ukończenia trzech maratonów w miesiąc. A i rodzinka moja tez zadowolona z wyprawy do Krakowa.

Dziękuję wszystkim za wspólne wyjazdy i bieganie, gratuluje wszystkim startów i życiówek. Co nas nie zabije to nas wzmocni, kolejne starty za nami, biegam bo lubię, run4fun….. a za rok się zobaczy co gdzie i kiedy.

PS. Kogo pominąłem w pisaniu sorki, następnym razem obiecuję poprawę

Wspierają nas:

 

nowakdom logosed foldruk Merkury elkom entertel real