Witajcie kochani,

Kolejna weekendowa impreza (24-27.11.2011) to Pucharu Polski w Pieszych Maratonach na Orientację. Tym razem byliśmy w Brodnicy na FUNEX ORIENT. Zapowiadana pogoda była imponująca ;-) deszcz, wiatr… czasami śnieg…-po prostu marzenie. Sobotni poranek przyniósł nam – uczestnikom tylko wiatr. Wszyscy biorący udział w tej zabawie startowali na różnych trasach m.in. trasa piesza na 100km., 50km. oraz trasa rowerowa na 200km.

My wybraliśmy trasę FUNEX RUN ORIENT 100 KM (FRO100) – start indywidualny; limit czasu 24 h; kolejność zaliczania PK dowolna; mapa format A3 skala 1:50 000 kolor; punkty kontrolne to:

1.regularne - 14 PK,

2.OS (odcinek specjalny) – 2 PK –punkty nie były zaznaczone na mapie. Zaznaczono odcinek ok.2 km. wzdłuż pokręconej jak żylak rzeczki i tam gdzieś miały być ukryte dwa punkty.

3.BNO – 9 PK –bieg na orientację (dodatkowa mapa format A5 skala 1:25 000 kolor).

Im więcej zbierzesz punktów tym wyżej jesteś w klasyfikacji.

Z niecierpliwością przed budynkiem bazy w Brodnicy ok.100 osób czekało na sygnał startu. Ciekawość była tym bardziej emocjonująca, ponieważ organizatorzy urozmaicili imprezę miłym wstępem –tzw. FUNEX SHOW ORIENT. Każdy z uczestników dysponował dodatkową kartą kontrolną otrzymaną przy rejestracji. Zadanie polegało na odnalezieniu na terenie przylegającym do bazy, punktów kontrolnych oznaczonych kodami, które widniały na karcie. Kolejność zaliczania punktów była obowiązkowa, zgodnie z zapisem na karcie przy czym po potwierdzeniu pierwszego punktu należało udać się do centralnego punktu bazowego, potwierdzić go i dalej prowadzić poszukiwania kolejnego punktu, po jego odnalezieniu i potwierdzeniu, ponownie potwierdzić punkt bazowy itd…………... do końca karty. Uczestnicy mieli 8 punktów kontrolnych w tym 4 bazowe. Po zaliczeniu wszystkich punktów zawodnicy dopiero otrzymywali mapę i mogli ruszyć na trasę. Za błędne potwierdzenie punktu naliczana była kara czasowa w wysokości 15 minut za każdy punkt.

Wybiła godzina 9 ;-) Wszyscy ruszyli na płot szkolny, my z Adaśkiem również. Jak zobaczyłam nas wszystkich, tych staruchów 20+ i tych młodziaczków 40+ biegających w nieokreślone strony po terenie szkolnym -to ogarnął mnie taaaaki dziki śmiech. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Ale mamy pierwszy punkcik. Biegniemy do bazy a tam już tłoczno. Jedna dziewczynka tylko odbija perforatorkiem nasze karty kontrolne. Nagle wokoło dziewczynki zrobiło się tak tłoczno, że wyjście z tego kręgu było najłatwiejsze poprzez kucnięcie i przemknięcie na czworaka pomiędzy zgrabnymi łydeczkami koleżanek i kolegów ;-)

 

Byliśmy z Adaśkiem jednymi z pierwszych w tej zabawie, więc w nagrodę ruszyliśmy na terasę „setki” jako jedni z pionierów.

 

 

 

Pogoda wymarzona: słoneczko, a w lesie zero wiatru, zapach ciepłej jesieni i………………….. dzik. Łola boga, prawdziwy wielki, dziki dzik. Pierwsza myśl, żeby nas nie zauważył. No jeszcze nigdy nie widziałam luzem biegającego, prawdziwego dzika po lesie. To był jakiś mutant –był po prostu ogromny. Na szczęście (dla nas) jesteśmy zbyt brzydcy i chyba nieapetyczni, bo dziki dzik sobie pobiegł truchcikiem w las, pewnie na swój wyznaczony PK ;-) Opracowana przez nas strategia była bardzo dobra – bo na trasie tuż przed nami na PK (dosłownie 2-3 minuty) mijamy super dziewczynę, mistrzynie w biegach na orientację i w innych biegach długodystansowych – Sabinę Giełzak. Co to jest za dziewczyna!!!! Brak mi słów, po prostu uwierzcie na słowo - jest najlepsza. I to była motywacja do utrzymania tempa. Być tuż za Sabiną jest nie lada wyczynem ;-) Kolejne punkty zdobyte bezbłędnie i………. zbliża się godzina 16-ta, czyli zapada zmrok, no i się zepsuło. PK 56 w BnO zapadł się pod ziemię. Ale nie tak łatwo z nami. Atakujemy jeszcze raz, ale teraz od południa. Po ok.35 min. mamy drania.

Niestety, ale w ciemnościach nie jest tak dobrze u nas z nawigacją. Dalej też nam szło nieźle, ale nie tak jak w dzień. Mieliśmy opóźnienie do zakładanego planu. Kolejny PK 7. Spotykamy nieznajomego kolegę z naszej trasy, który już się poddał z tym PK. Szukał go już 2,5 godziny!!! Dołączył do nas i poszło już znacznie szybciej, ale też nie tak hop-siup. Okazało się bowiem, że byliśmy nie w tym jarze, w którym powinniśmy być ;-) Ale też drania PK 7 dopadliśmy. Dalej było już tylko …………….coraz zimniej. Doszliśmy do OS – odcinka specjalnego. I tutaj ja padałam. Przedzieranie się przez krzaczory, błota, gubiąc buta, nabijając sobie guza na czubku głowizny wykończyło mnie. Zaś Adaśko walcząc z krzakami, luźnym błotkiem i zaroślami zgubił swój najnowszy kompas. Odcinek 2km zrobiliśmy w ponad godzinę. Ale opłacało się bo oba PK znaleźliśmy w tę czarną noc ;-)))) Ruszyliśmy dalej. Jednak zerwał się ogromny wiatr i zaczął padać deszcz, do którego później dołączył śnieg. Zimno jak w ………….. lodówce. I tutaj ja skierowałam się już do bazy a Adaśko pobiegł jeszcze na jeden PK. Oboje zmieściliśmy się w limicie 24 godzin i ukończyliśmy tę fajną weekendową zabawę. Nagroda jak dla mnie była okropna:/ Woda pod prysznicem była po prostu nieprzyzwoicie lodowata, aż dziwne że była w stanie ciekłym. To mnie bardzo zasmuciło. Na pocieszenie dostałam dzbanek za hihihhiiiiii pierwsze miejsce w kat. kobiet. Ale moje nogi i zmęczenie jakoś …… tak lepiej niż po Harpaganie ;-))) Po zakończeniu ruszyliśmy do domku, gdzie Pani Zosia przygotowała dla nas super nagrodę ;-)))) ugotowała rosołek, zrobiła kurczaczki… i inne pyszności.

Po takiej imprezie człowiek jakiś taki szczęśliwszy, zadowolony z siebie i………………i taki dobrze wypoczęty;-))))

 

Sabina Giełzak musiała niestety odpuścić bo zepsuła się jej czołówka :/ i z tego powodu było mi trochę smutno :(

 

Pozdrawiam

Kaśka

 

Wspierają nas:

 

nowakdom logosed foldruk Merkury elkom entertel real